Strony

środa, 19 sierpnia 2015

nauka słownictwa


Są wakacje, więc jak co roku, staram się jak najwięcej zrobić nowych materiałów, z których później korzystam w czasie roku akademickiego. Pewnie niektórzy (tak jak moi rodzice) myślą, że w ciągu 3 lat od kiedy zaczęłam uczyć na uniwersytecie, mam już wszyściutko gotowe, no bo przecież uczę tylko 1 przedmiotu - język japoński. Oj jak bardzo, ale to bardzo takie osoby się mylą ^^'. Fakt, część rzeczy mam już gotowych, ale co roku uczę też inne roczniki niż dotychczas, dochodzą mi inne przedmioty (np. od października po raz pierwszy będę tłumaczyć gramatykę na 2 i 3 roku), więc tworzenie nowych pomocy trwa i trwa. Nawet to co już jest, ciągle wymaga udoskonalenia i tak 8-12 h spędzonych na tworzeniu 1 pliku materiałów do pisma, to dopiero połowa sukcesu, bo od zeszłego semestru zmieniłam koncepcję prowadzenia zajęć z kanji i teraz kolejne godziny lecą przy robieniu nowych ćwiczeń do już powstałych materiałów ;).
I tak właśnie od powrotu znad naszego pięknego morza, do którego nie ma dostępu, gdyż Janusze od świtu robią zasieki z parawanów, siedzę i męczę się nad stworzeniem sensownych objaśnień dla moich drugo~ i trzecioroczniaków. A ponieważ powolutku dostaję konwulsji przy wertowaniu słowników gramatycznych, to postanowiłam napisać post o tym, jak sama uczę się słówek.


Zacznę od tego, że pamięć mam fatalną. Zawsze miałam problemy z nauką języków i zapamiętaniem nowych treści, ale mam wrażenie, że po pewnym incydencie pod koniec studiów, ta pamięć jeszcze dodatkowo wzbogaciła się o czarne dziury zasysające każdą nową informację. Jeśli nie spędzam co najmniej 15 minut dziennie na nauce słówek, to one puff! Znikają szybciej niż kasa z portfela.

Na początku studiów niezbyt przykładałam się do regularnej nauki słownictwa, co prawdopodobnie odbija się na moim japońskim do dzisiaj. Później (tak od 2 roku - chyba...) siedziałam już dzień w dzień nad listą słów z kolejnych lekcji. Jak oceniam tę metodę nauki? Kijowo... Zamiast uczyć się pojedynczych słów, uczyłam się podświadomie ich kolejności na liście, przez co niemal z pamięci dyktowałam je po kolei, ale zapytana na wyrywki wyskakiwał mi w mózgu 'system error'. 
Z czasem zaczęłam uczyć się z ręcznie robionych fiszek, które gromadziły się w takiej ilości, że po pewnym czasie były wszędzie. Samo ich robienie było dość czasochłonne, więc systematyczność ich robienia dość kulała. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że są fiszki w wersji elektronicznej, no ale pierwszego lapka dorobiłam się dopiero na 3 roku, bo licencjat wypadało napisać na czymś lepszym niż kamulcu z tekstem wyrytym dłutem. Niemniej, dopiero na 4 roku w końcu zaczęłam korzystać z programów do fiszek i korzystam z nich niezmienne no dziś.



Pierwszy program, który chciałabym przedstawić to "Anki" (暗記 - anki - "zapamiętywanie"). Obecnie dostępny jest nie tylko na PC, ale też tablety i telefony i właśnie, już od jakiegoś czasu, korzystam wyłącznie  z wersji na Androida. Sam program (ten Androidowy) można pobrać stąd, a komputerowy stąd. Polecam od razu utworzyć sobie konto online (tu), bo w ten sposób można odpalić dokładnie te same karty (zapisane tam gdzie skończyliście) na dowolnym urządzeniu. Parę lat temu takich bajerów nie było i moje wyniki przy każdym formacie leciały w kosmos. 
Lubię "Anki", bo ma bardzo rozbudowaną bazę gotowych zbiorów kart do wielu języków oraz przedmiotów (tak, biologia czy chemia też się znajdą), ale jak ktoś chce to może też tworzyć swoje. Ja ze względu na swoje lenistwo wolę przerabiać już istniejące, bo program daje taką możliwość w trakcie nauki. 


Niemniej w "Anki" przeszkadzało mi nieco, że moja wiedza sprawdzana jest  tylko w 1 sposób, tzn. mam słowo i muszę odpowiedzieć jak ono brzmi i co oznacza. Nie było (przynajmniej w tych taliach co mam załadowane) bardziej różnorodnych ćwiczeń, które sprawdzałyby czy potrafię odgadnąć słowo ze słuchu, zapisać je, czy do podanego znaczenia dobrać japoński odpowiednik.

Dlatego też naukę z "Anki" uzupełniam "Kanji Senpai" (do pobrania tu). Tu mamy tylko talie słówek ułożone według JLPT, a nie np. zagadnień gramatycznych jak w "Anki", ale za to poznane słownictwo jest sprawdzane na kilka sposobów. Darmowa wersja nie zawiera audio, ale można je sobie dokupić. Najpierw zaczęłam korzystać z "Kanji Senpai" na telefon, ale szybko się zniechęciłam, bo ekran mały i łatwo było kliknąć w nie tę odpowiedź co potrzeba. Dopiero jakiś czas temu jedna ze studentek przypomniała mi o tym programie, a że już mam tablet, to teraz korzysta mi się o wiele lepiej ^^.

Jest jeszcze jeden program, który wielu poleca, a mianowicie Obenkyo. Dawniej, pamiętam, że można było uczyć się z niego i ćwiczyć kanę, kanji, słownictwo i nawet gramatykę (choć chyba nie na wszystkie poziomy JLPT). Jednak ostatnio nie dość, że została tylko kana, kanji i liczby, to jeszcze jest tylko hiszpańska (?) wersja językowa, a przez błąd w programie, nie da się zmienić ustawień języka. Dlatego też tego programu póki co nie polecam. 

Na sam koniec info, które powinno być czymś oczywistym, ale pewnie na dla każdego jest. Programy na bazie supermemo dają taką ilość słów do powtórki jaką sobie nie tylko ustawiliśmy, ale też przerobiliśmy. Czyli nie ma co szarżować i robić po kilkadziesiąt (kilkaset?) słów dziennie, bo w dziennej powtórce ta liczba wzrośnie już do kilku tysięcy, a to zaburza efektywną naukę. Lepiej małymi kroczkami poznawać nowe słówka niż zalać się masą słownictwa, którego nie będziemy w stanie ogarnąć.

7 komentarzy:

  1. Memrise też jest całkiem fajny i, z tego, co słyszałam, jest też w wersji elektronicznej. Są nawet materiały do konkretnych podręczników, jak się dobrze poszuka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Memrise jakoś szybko mnie znudził, a Anki też ma bazy do konkretnych podręczników :)

      Usuń
  2. Osobiście za poleceniem kolegi, który uczy japońskiego, używam memrise i jestem, puki co, bardzo zadowolona. Można materiał pobrać na telefon i gdy nie mamy dostępu do internetu można uczyć się dalej jak gdyby nigdy nic. To mi się właśnie podoba w tej aplikacji. Nie mniej jednak chętnie sprawdzę Anki.
    Ja sama mam ten sam problem. Jak nie powtórzę co dziennie, to zapomnę i lipa. Cała nauka idzie się paść na łąkach zielonych a moja pamięć tych słów z tej łąki nie chce sprowadzić z powrotem, dlatego sumiennie, dzień w dzień powtarzam słówka :) ale pora na gramatykę.

    OdpowiedzUsuń
  3. WaniKani też się fajnie sprawdza. Zasada działania dokładnie taka sama jak w Anki, ale wykonanie trochę atrakcyjniejsze, a do tego dochodzi jeszcze bardzo aktywne forum. Dla osób średniozaawansowanych i zaawansowanych tempo na początkowych poziomach może być osłabiające, ale z czasem się poprawia (a nie ma ryzyka przeładowania materiałem).

    A przy okazji, korzystając z tego, że to mój pierwszy komentarz, chciałam bardzo podziękować za prowadzenie bloga. Uczę się od roku z przerwami, stronę odkryłam niedawno i spędziłam ostatni miesiąc na grzebaniu w archiwum. Dla takiej zieleniny absolutna rewelacja :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi powitać na blogu :)
      WaniKani znam tylko z nazwy, bo nigdy nie korzystałam. Z info na Google Play widzę, że to głownie apka do nauki kanji, a tych obecnie uczę się jedynie odczytu (całych wyrazów), bez zapisu odręcznego + praktyka przez czytanie różnych tekstów.

      Usuń
  4. To nie do końca tak. WaniKani uczy radykałów (tak to się nazywa po polsku?), gołych kanjiaków oraz złożeń, czyli przemyca kunyomi i onyomi, a wcześniej rozbija znak na części, żeby było go łatwiej skojarzyć. Duży nacisk jest kładziony na sztuczki mnemotechniczne, które mają pomóc w zapamiętaniu czytań. Ja historyjki i tak z reguły układam sama, bo tak mi już głowa działa, ale czasami podsuwane skojarzenia są na tyle absurdalne, że zaskakująco dobrze zapadają w pamięć (tak jak historie o etymologii krzaków z bloga :-)). Nigdy nie korzystałam z apki na Androida, większość czasu spędzam na stronie. Pod oficjalnym adresem nadal chyba wisi informacja, że to teoretycznie zamknięta beta, ale na dniach się otwierają, a zgłoszenia do wersji próbnej właściwie przyjmowali od ręki.

    Do przerobienia jest łącznie 60 poziomów, które podobno powinny zająć 1-2 lata i skończyć się opanowaniem "nearly 2,000 kanji and 5,000 Japanese vocabulary words".

    Podejrzewam, że dla Ciebie zaczynanie w takim miejscu od zera będzie raczej udręką niż ułatwieniem, ale podsuwam bardziej z myślą o początkujących. Mnie w którymś momencie dopadł kryzys na Anki, natomiast WK przetrwało bez większych przerw (pewnie dlatego, że oprawa jest stylizowana na rodzaj gry, więc w słabsze dni patrzy się na stosik reviews z mniejszą rezygnacją ;-)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wątpię, że dla początkujących może to być bardzo fajny program :). Ściągnęłam z ciekawości apkę na tablet, ale by importować bazę musiałabym najpierw mieć konto na ich stronie, a nie chce mi się tworzyć kolejnego konta ^^. Już mam i tak nadmiar nieużywanych na różnych portalach do nauki.

      Usuń